Nasze miejsce w fabule Fairy Tail

Jeszcze przed narodzinami głównych bohaterów z mangi i anime powstał nowy świat, którym władały smoki. Ludzie żyli w niepokoju, ryzykując życiem na każdym kroku. Nadszedł jednak moment kiedy zaczęły powstawać magie. Rozprzestrzeniały się powoli, aż objęły cały glob.

Utrzymania pokoju podjął się mag, posiadający posłuch na całym świecie. Był to człowiek o imieniu Miyaguchi. Podzielił on gildie na mroczne, a także stworzył kodeks zakazujący otwartych walk między gildiami. Rozpoczął także poszukiwania zdolnych magów, z którymi pragnął założyć Radę Magii, pilnującą porządku i ładu. Czy znajdą się tacy? Czy równowaga jest możliwa kiedy na świecie jest tylu zdeterminowanych ludzi, chcących zrealizować swoje sny i marzenia? Czas pokaże... Jednak ty możesz zmienić biegi tej historii, przekonaj się o tym odwiedzając Mage Guild Wars!

Brak bonusu

Prolog

post #1

Prolog


Każdy gracz nim rozpocznie na dobre rozgrywkę na forum musi w odpowiedni sposób przygotować podwaliny swojej postaci. Czyli nic innego jak historię, która opisuje przeszłość bohatera, a także pierwszy kontakt z wybraną przez użytkownika magią, która pozostanie z nim do końca rozgrywki.


Informacje

  • W tym miejscu opisujesz historię swojej postaci. Opis powinien zawierać przeszłość ściśle powiązaną z wybraną wcześniej gildią lub organizacją. Historia może być podstawą do dalszego rozwijania fabularnego życia postaci, np. być często przywoływana pod postacią wspomnień podczas walki lub wykonywania misji. W razie otrzymania uwagi odnośnie opisu należy go poprawić i ponownie zgłosić. W zależności od jakości wypracowania sprawdzający przyzna postaci określoną liczbę punktów statystyk, tak więc warto postarać się o jak najlepszą opowieść. Po zaliczeniu tej części możesz przejść do drugiego punktu.
  • Drugim punktem wprowadzenia do gry jest regulaminowe podniesienie statystyk postaci w odpowiednim wątku, na podstawie przydzielonych przez sprawdzającą osobę punktów. Po pomyślnym wzmocnieniu kierowanej postaci, można przejść do trzeciego kroku wprowadzenia.
  • Trzecim etapem jest napisanie treningu pierwszego poziomu jednej z magii zwykłych dostępnych tutaj, który należy zamieścić również w tym wątku. Warto przemyśleć ten wybór, ponieważ od tej decyzji nie ma powrotu, a nieprędko będzie można nauczyć się kolejnej. Tutaj procedura jest nieco dłuższa, gdyż zanim nowy gracz weźmie się za pisanie owego treningu, musi poprosić o zezwolenie w odpowiednim temacie. W identyczny sposób postępuje się w dalszej grze z wszelkimi magiami i zdolnościami.
  • Poznawszy wszystkie mechanizmy rozwijania swojej postaci, pozostała ostatnia rzecz do zrobienia czyli ukończenie swojej karty postaci. Należy ją założyć w tym dziale, a kiedy upoważniona osoba uzna, że została ona wykonana odpowiednio, administracja przeniesie ją do aktywnych. Gracz może wówczas rozpocząć grę w siedzibie gildii jeżeli do takowej należy lub w dowolnym miejscu na świecie jeżeli jest Samotnikiem.

Odwiedzaj codziennie newsy oraz recepcję, by być na bieżąco z nowościami na MGW.
W dziale poradniki znajdziesz informacje odnośnie całej mechaniki panującej na forum.
Zapraszamy do korzystania z forumowego discorda, który w przyszłości zostanie połączony z czatem, by zachować stały kontakt z administracją i pozostałymi graczami.
post #2
[Image: pEvn3tv.png]
[Image: o2lmkJX.png]

Jak śmiałeś, Edric? – wysyczał żarliwie poddenerwowany Lucifer, kukając co rusz złotymi oczyma na twarz brata. Odziany w długie, biało-srebrne, powiewne szaty, ciemnowłosy walnął pięścią w stół i zazgrzytał głośno perłowymi, ostrymi zębami. – Dobrze wiesz, że oprócz Ciebie nikt nie przynosi wieści zza świątyni! – Świątynia rodu Izanami była zarazem domem pełnym w ogromne pokoje i jeszcze większe łazienki; obszarem oazy i ciszy oraz modłów ku bogom; więzieniem, którego ni odwiedzano, ni spotykano, z którego nie było dokąd pójść.

Nie zrozumiesz... – począł cicho grubaśny, opuszczając głowę nad stół. Przez moment zawisła w powietrzu, czasem uchodząc na boki. Zapadł krótki moment ciszy, przerwany kolejnym wrzaskiem. – Co to zmieni, Lucifer?! Nie zdobędziesz Serca i jej nie sprowadzisz! – odpuścił nagle, łapiąc głębokie wdechy. Zasapany i sfrustrowany uczuł jak stróżka potu spływa mu po podbródku. Wtem bracia wymienili spojrzenia.

Powinieneś już o niej dawno zapomnieć... – odrzekł ostatecznie, jeszcze ciszej niż uprzednio. Obydwoje siedzieli w ciszy jeszcze długi czas.


[Image: pEvn3tv.png]
[Image: 6KunL5Y.png]

Przycupnąwszy pod półtorametrowym głazem nieopodal wyschniętej studni, Lucifer – średniego wzrostu mężczyzna wyróżniający się w szczególności złotym kolorem tęczówek – odczuł na skórze zarówno chłód bijący ze strony jego pleców, jak również dreszcze wywołane sceptycznymi myślami. Albowiem choć żółta, płomienna kula wisiała na nieboskłonie dobrych parę godzin, a jej niekrótkie ramiona w postaci promieni światła topiły w tutejszych mieszkańcach wolę życia, magowi doskwierało zimno. Jakoby przeniknione w jego duszę, emanujące wskroś całego ciała.

Bracie? – Rozległ się cichy, niski głos z naprzeciwka. Gdy zaś kruczowłosy mag, który swe ciało opierał o twardy element natury, uniósł wzrok, spostrzegł idącego w jego stronę przysadzistego mężczyznę, owianego w lekkie, delikatne szaty wykonane z czystego lnu. Stopy zdobiły mu buty wykonane z utwardzanej skóry, zaś brodę splatał jasnobrązowy, postrzępiony pas. – Sir Samuel przywlókł ze sobą wieści z Minstrel. Ludzie z Iceberg do końca postradali zmysły.

Przystanął przy swym przyszywanym rodzeństwie, wyciągając z torby przyczepionej do biodra obeschniętą nektarynkę. Obydwoje urodzili się i wychowali (w lepszy lub gorszy sposób) na terenach królestwa Desierto. A więc na ziemiach pustynnych, pozbawionych upraw i roślinności. Co za tym idzie – bez bieżącego dostępu do świeżej żywności, w szczególności owoców i warzyw. Większość towarów była bowiem importowana zza granicy, tudzież z Pergrande czy z Fiore.

Zjedz, nie ukoi to twych nerwów, lecz zaspokoi fizyczny głód – przedzielił ów wysuszoną kuleczkę na dwie części, by się nią podzielić – Ludzie na północy zupełnie tracą zmysły, moralność i poczucie sprawiedliwości. Wszystko w wyniku ruchów antymagicznych, nie… kultów antymagicznych. Większe, czy mniejsze one – jeden pies. Wszystkie o tym samym celu. Ba, teraz to popadli w zupełną skrajność. Sir Samuel powiedział, że zadeklarowali wojnę wszystkim żyjącym magom.

Czy te słowa Cię w ogóle dziwią, czy… dziwi Cię również ich przekaz? Ludzie to głupie stworzenia, podatne na wszelakie kłamstwa, choćby i oczywiste. Gniew w nich wzbiera, krew gotuje w żyłach. Zaślepieni pustymi słowami swych zwierzchników, kogóż mogliby obwiniać o niemalże światową sytuację? Prostaczków, lordów, królów? Jedynie my, uzdolnieni, możemy być w jakikolwiek sposób powiązani ze smokami. Jeszcze gorszymi istotami niźli ludzie, częściej bowiem okrutnymi  – podsumował Lucifer splatając ręce na kolanach, co by się w nie wtulić – Serce Seta winno służyć nam! – wybuchnął nagle, wciąż skulony, wymierzając w swego przyszywanego brata poddenerwowanym, pełnym nienawiści wzrokiem.

Służy nam, Luci – rzucił obojętnie grubszy, dojadając swój smakołyk. Jego głos nasączony był wówczas niewielkim strachem wywołanym nagłymi emocjami rówieśnika. – Ty chciałbyś by służyło jeno tobie.

Obróciwszy się na pięcie w miejscu, tłuścioch zarysował w piasku niewielkie wgłębienie, a co by zakończyć ewidentnie nieudaną rozmowę, pożegnał ciemnowłosego krótkimi ruchami głowy w bok, które wyrażały zarówno dezaprobatę względem jego ideałów, jak i przekonań oraz zamiarów.


[Image: pEvn3tv.png]
[Image: aBPco2T.png]

Zaprzestań! – Kobiecy krzyk rozbrzmiał w podziemiach Świątyni.

Próbowałem, prosiłem... błagałem. Głusi byliście na me potrzeby, ja będę głuchy na wasze jęki o litość! – Szerokim zamachem, dzierżąc solidnie w dłoni kostur, wykonał cios. Celem zaś ataku był czarny, lewitujący tuż nad piaszczystą posadzką, emanujący czerwoną energią ze środka, kryształ o kształcie dwóch ostrosłupów połączonych ze sobą podstawą.

Ostrzu nie było jednak dane się przebić przez potężną, nieco mroczną energię. Nastąpiło natychmiastowe odparowanie ataku, co też poskutkowało eksplozją i odrzuceniem ciemnowłosego, zachłannego mężczyznę w tył. Wprost na twarde ściany Świątyni, idealne na powodowanie wstrząsów mózgu.

Zostawcie go! – Główna kapłanka, a zarazem daleka ciotka Lucifera rychło wydała polecenia. Nie zamierzała równocześnie przejmować się oszołomionym, nieudolnym złodziejem. – Tłoczcie piasek! Jeżeli przestaniecie tłoczyć piasek, Serce Seta pęknie i rozsadzi wszystko dookoła! – Gdy zaś kapłani niższego szczebla poczęli magią piasku tłoczyć piasek do kryształu, główna kapłanka – Elizabeth – wpierw podeszła do rannego krewniaka.

Bądź przeklęty, potworze. – Pewnym chwytem złapała nieprzytomnego za fraki, unosząc jego głowę nieco ku górze. – Nawet twój żal o porwanej przez smoki nie jest wystarczający, by targnąć się na Serce. Nawet gdybyś próbował... nie masz w sobie wystarczająco energii, by utrzymać taką moc. A wówczas nie byłaby ona skuteczna na tyle, byś ze smokami stanął w szranki. – Zwołała następnie służbę, której to nakazała spakować i wygnać ciemnowłosego z Świątyni. Na zawsze. Sama zaś wróciła do tłoczenia piasku. Chude fale kurzu i kamyczków unosiły się faliście nad ziemią, uchodząc coraz wyżej, aż czerwona energia kryształu – Serca Seta – nie wessała ich do środka, wypełnionych magią.


[Image: pEvn3tv.png]
[Image: FLsC4zm.png]

Lucifer – rzekł obojętnie podając dłoń nowemu współtowarzyszowi. Wszyscy wokół stwarzali wrażenie potężnych. Ba, o wiele potężniejszych niźli jakiś chłystek z pustynnych terenów. Gildia Grimoire Heart zrzeszała albowiem wielu wspaniałych magów. I takowym chłystek pragnął się stać. Bez domu, bez powrotu do przeszłości, po długiej podróży na zachód aż do Ca-elum, marzył jedynie o kradzieży Serca, opanowaniu jego mocy i uwolnieniu nieznajomej. Przedtem jednak... – Wiesz może, gdzie tu można się wysrać?

[Image: kMa2MHk.png]
post #3

Obecny.

Z racji tego, że przysługuje Ci bonus dla starej postaci, to nie będę się jakoś bardzo rozwodził nad tym, co napisałeś, lecz nie potraktuje też tego jak powietrze. W Twoim jak i kilku innych graczy, prolog posiada dużo mniejszą wartość niż dla kompletnie nowego użytkownika, nie mniej dobrze żeby ukazywał jakiś skrawek przeszłości granej przez Ciebie postaci. Warunek został spełniony.

Mimo, że ranga przydzielana jest wcześniej niż tworzenie historii postaci, to będąc szczerym liczyłem na jakiś punkt zwrotny z udziałem gildii Raven Tail, skoro postać zaczyna na pustynnych terenach. Jednakże zostało to wynagrodzone lokalną, a może raczej jak samo to ująłeś, rodzinną religią którą, zacierając oczywiście łapki, można wykorzystać na kilka sposobów. Nie znalazłem żadnych niespójności względem fabuły forum, czy czegoś co mogłoby wpłynąć na późniejsze wydarzenia w sposób niekontrolowany przez nas - Administrację. Bardzo fajnie, że umieściłeś wydarzenia z kalendarium do swojej historii, a nawet odniosłeś się do nich w kilku zdaniach. Nie wiem jak Nihil, ale ja lubię jeżeli gracze poza kreowaniem przeszłości postaci, również zwracają uwagę i starają się wchodzić w głębszą interakcje z fabułą forum. Czy można było to zrobić jeszcze lepiej? Tak. Czy to źle, że zostało to potraktowane, tak jak zostało? Nic z tych rzeczy Smile

Jak udało mi się zrozumieć, Set o którym mowa w historii, będzie miał związek z magią wykorzystywaną przez Twoją postać, jednakże chciałbym przypomnieć, o ile zapomniałeś albo nie wiedziałeś w ogóle - używanie magii własnych możliwe jest od 500PW. Jednakże czy to zostanie zmienione, tego jeszcze w stu procentach powiedzieć nie mogę.

Podsumowując, przysługuje Ci należność w wysokości 60 punktów statystyk, które możesz dobrowolnie rozdysponować. Zgaduje, że znasz całą procedurę, więc nie będę podsyłał odpowiednich linków, aż tak bardzo się nie zmieniło, do tego co pamiętasz. Jednakże zastanów się nad kwestią magii, o której wspomniałem wyżej. Nawet w postaci jakiegoś planu awaryjnego, to i tak nie wpłynie na spisaną przez Ciebie historię.

Przyjemnego powrotu i udanej gry.

Odwiedzaj codziennie newsy oraz recepcję, by być na bieżąco z nowościami na MGW.
W dziale poradniki znajdziesz informacje odnośnie całej mechaniki panującej na forum.
Zapraszamy do korzystania z forumowego discorda, który w przyszłości zostanie połączony z czatem, by zachować stały kontakt z administracją i pozostałymi graczami.
post #4
[Image: pEvn3tv.png]
[Image: zUS48wT.png]

Będę zmuszony trenować bez Ciebie – syknął do swego brata, przeplatając złoty, zdobiony pas między biodrami. Był gotów ruszyć poza masywną Świątynię, wprost na treningowy plac położony wśród okalających pustynię skał.


[hide="4"]

O tyle dobrze, że Starsza nie potrafi dobrze zabezpieczać biblioteczki – rzucił sam do siebie, docierając do celu. Pozostawiwszy zaś rzeczy gdzieś nieopodal wyschniętego krzaka, przysiadł. Ze wzrokiem utkwionym na czarnych literach pergaminu, podjął lektury. Choć znużenie zamykało powieki, przewertował wszystek informacji. Po kilku godzinach pojął założenia magii. W tym także wyzwalania energii, manipulowania nią i zmieniania kształtu. Wyzwalając własne pokłady wewnętrznej mocy, kreślił w powietrzu kręgi. Ów emanujące czerwienią twory formowały zaś papierowe kwadraty. Połowiczny sukces osiągnął, gdy wyżej wymienione czynności przychodziły mu bez trudu.

Cóż tam ona ględziła, nie pamiętam dokładnie. Faktycznie ni to wytrzymałe, ni to silne. Jak miałbym tym poranić kota, a co dopiero człowieka? – zapytał retorycznie sam siebie, przerzucając złotymi oczyma. Zdegustowany magią, którą przyszło mu poznać, przeszedł do kolejnego etapu. Polegał on na sterowaniu papierem rękoma. Tak, by poszczególne twory mogły wyrządzić w przyszłości przeciwnikowi krzywdę. Niestety na próżno, gdyż magia wydawała się działać jedynie defensywnie. W obliczu jeszcze większego zażenowania potencjałem, które oferowała owa moc, preparował tarcze. Cóż, ponownie nie były one zbyt wytrzymałe, choć tworzyły się całkiem prędko. To już coś, być może przydadzą się do unikania ciosów czy też zaklęć.

Dobra, cokolwiek... – podsumował koniec końców. W tym samym momencie zza obszernych skał wyłoniła się postać Starszej. Sprawowała ona nadzór nad wszystkim co ważne w Świątyni. Z dziwnym uśmiechem na ustach podbiła do młodziana. Nim jednak ten przybrał postawę obronną (co by odbić jakiekolwiek zarzuty kierowane w jego stronę), ta złapała go za ramię. Zamiast nałożenia kary słownej czy cielesnej, uformowała w ręku papier. Materiał o niebieskiej barwie wydawał się o wiele potężniejszy niźli ten, co wytworzył raczkujący mag. Twór prezentował się wręcz wspaniale. Gest ten stanowił zapalnik dla Lucifera. Uczuł nagły przyrost ambicji.

[/hide]

Wyruszam – rzucił beznamiętnie, dopychając ostatnią bułkę do torby. Tym samym pożegnał wszystkich ludzi, których znał w Świątyni. Nawet tych, których nie trawił. Albowiem nie szybko będzie dane mu ich zobaczyć. A wróci tu zapewne, nie tylko ze względu na sentyment, lecz również ze względu na moc Seta, która wciąż drzemała w Świątyni i kusiła maga swą potęgą. Kierunek – Ca-Elum.



Akcept by Vincent
[Image: kMa2MHk.png]
post #5
[Image: 2d3503c67dac2b80406fa3042d682a715e1de3c1_hq.jpg]

Przyszła na świat gdy konstelacja wodnika królowała na nieboskłonie, podczas długiej i wyjątkowo mroźnej zimy trwającej w tym czasie w Królestwie Pergrande. Wśród wielu budziła ona grozę, zmuszała mieszkańców do walki o pożywienie czy przetrwanie, bowiem gruba warstwa śniegu i wyjątkowo niskie temperatury sprawiały, że dostawy między miastami zostawały wstrzymane. Wiele dzieci nie miało szczęścia, nie dożyło wiosny. Tak, wiosna była przerażająca. Razem z narodzinami nowego życia w ziemi chowano te, które już zgasły. Emocje takie jak rozpacz czy bezsilność zdawały się wtedy wypełniać ulice miasteczek niczym trujący dym, odbierając im chęć do życia i uśmiechu. Mariko miała jednak szczęście - los chciał, że rodzicami dziewczyny byli zamężni ludzie, którym żadna pogoda i okoliczność straszna nie była. Pełne spiżarnie, ciepłe pokoje w rezydencji i stały dostęp do posiadłości Króla dawały władzę, zapewniały posłuszeństwo pracowników jak i zazdrość w oczach biedaków. Nie byli oni źli czy samolubni. A przynajmniej nie dla wszystkich. Dbali o tych, którzy dla nich pracowali w pobliskiej kopalni jak i ich rodziny. Prywatny medyk nieraz ratował ich kruche jestestwo. Młoda panienka zawsze była oczkiem w głowie ojca i czuła się niemal jak księżniczka. Była pierworodną stąd prawo dziedziczenia było po jej stronie, a w związku z tym dbano o nią jak o największy ze skarbów. Rosła szybko, pobierała nauki i od małego fascynowała się otaczającym ją światem. Zawsze dziwiła rodziców jak i gości swoją systematycznością jak i wynikami, domowa biblioteka nie miała przed nią sekretów. Stoicki spokój i wrodzona obojętność wymieszana z solidną dawką upartości sprawiały, że niekiedy wśród rówieśników wzbudzała przerażenie - zwłaszcza, gdy odkryto u dziecka talent magiczny, nad którym z początku nie panowała. Wszystko aktywowało się razem z jej emocjami, a przecież była tylko dzieckiem! Wiele osób na tym ucierpiało, jedna służka złamała nawet nogę, chociaż zapytana o to później Mariko niewiele pamiętała. Wszystko wymagało czasu i cierpliwości. Z racji tego, że ojciec pozbawiony był tego daru jasnym było, że geny jej matki wzięły górę i zdawała sobie ona sprawę jak ciężka, wyboista i długa może być droga przed jej córką. Wiedziała też, że ich plany związane z wczesnym zamążpójściem i powiększeniem wpływów musiały odejść w zapomnienie. Rodzicielka wychodziła bowiem z założenia, że otrzymane błogosławieństwo trzeba wykorzystać i sama zaczęła ukierunkowywać swoje dziecko ku niezadowoleniu męża.


Czas płynął, pory roku się zmieniały jak i priorytetu w życiu młodej adeptki sztuki magicznej. Uznała, że to wiedza i spryt są potęgą, a nie siła stąd też rozpoczęła trening umysłu jak i silnej woli, poznawała coraz to więcej starożytnych run i języków, które w przyszłości mogłyby okazać się przydatne. Mimo spełniania próśb rodziców jak i wypełniania swoich obowiązków, do świata arystokracji jej nie ciągnęło. Nieobecne spojrzenie podczas przyjęć wędrowało gdzieś na bok, zdawało się ignorować otaczający ją świat i rzeczywistość. Nie dla niej były suknie, bale i chętni na jej poślubienie. Nie wyobrażała sobie jednak życia, które obecnie prowadziła jej matka. Bo co się z nią stało? Tyle opowiadała o przygodach, niezależności i poznawaniu świata! A teraz siedzi i opiekuje się dwójką małych dzieci, które na świat przyszły raptem trzy lata temu. Cały zapał w kobiecie do magii zdawał się zniknąć. Mariko nie zdawała sobie jeszcze sprawy, że w pewnym wieku ważniejsza jest stabilizacja niż przygody, rodzina niż towarzysze. Na tą chwilę dorosłość wręcz ją odstraszała, a zainteresowanie przyszłością i sprawami rodu, życia w tym miejscu, kraju - osłabło. Nie wyobrażała sobie, że musi zostać tu na zawsze. To nie było to, czego chciała. A przecież zawsze dostawała to, co chciała! Wtedy właśnie podjęła decyzję, która miała wpływ na to jak potoczyło się kilka następnych lat. I nikt ani nic nie mogło jej zmienić. A wierzcie mi, próbowali. Matczyne łzy ani krzyki ojca, naleganie doradców i pracowników - nic nie skłoniłoby Mariko żeby została w rodzinnym domu. Bez cienia strachu czy niepewności porzuciła prawo dziedziczenia, tym samym spadając na miejsce za Shiro i Mizukiego, czyniąc ich przyszłymi właścicielami koncernu ojca.



[Image: 350px-Avatar-legend-of-korra.png]

Opuszczenie rodzinnego miasta nie było najprostsze, ale był to pierwszy krok ku temu, co chciała osiągnąć. Początkowym jej celem było odnalezienie w Królestwie Fiore ksiąg opisujących poglądy czarnoksiężnika, którego demony nawiedzały jej okolice kilkadziesiąt lat temu. Mimo brutalności i okrucieństwa metod podobnież w nich zawartych po części zgadzała się z jego ideologią i nekromancja nie budziła w niej większego przerażenia. Była ciekawa i szukała odpowiedzi. A od czegoś trzeba zacząć. Zdziwiły ją zielone i słoneczne równiny przy północnych granicach, błękitne i ciepłe morze. Nie znała tego. Otaczający ziemie jej rodziców śnieg, którego gruba warstwa zakrywała wszystko niemal cały rok maskowało tak proste, a tak piękne rzeczy. Wprawiały one ją w niemy zachwyt, lustrowała z ciekawością krajobrazy miast i wsi, zamków i jezior. Podróżowała z miejsca na miejsce i szukała wskazówek odnośnie ksiąg. Przeszukiwała biblioteki, uzupełniała brakującą wiedzę - tą, której nie było w księgach matki. Gildie magiczne nie przyciągały jej uwagi, omijała je szerokim łukiem i rozważała nawet pozostanie neutralną do czasu, gdy znajdzie swoje odpowiedzi i podejmie dalsze decyzje, działania. Planowanie na dłuższą metę nigdy się przecież nie sprawdzało.


Podczas pobytu w jednej z mniejszych i miej popularnych zarazem karczm w mieście zwanym Magnolią, gdzie wertując wzrokiem litery w księdze zaznaczała kolejne miejsca na mapie do sprawdzenia, jej uszu dobiegł hałas. Był to głos męski, stanowczy i głośny. Ze względu na jego barwę i na to co prawił uniosła wzrok znad księgi, odszukując w obszernej sali jego właściciela. Wysoki i dobrze zbudowany młodzieniec nie wyglądał na osobę dobrą do towarzystwa, a właściwie na kogoś, kto mógłby w ciemnej uliczce pobić i ewentualnie zabawić się z ofiarą. Gdyby się przyjrzeć to na jej twarzy skrytej w cieniu kaptura jedna z brwi uniosła się nieco zaskoczona o tym, że ktoś mówił tu głośno o czarnym magu, którego przecież lękało się tak wielu. Przecież był to temat tabu. Mimowolnie wzbudziło to ciekawość jej pełne zagadek głowie, odsuwając na bok inne sprawy. Może on wiedział? Odłożyła mapę do sporej wielkości torby, którą dostała od matki i zwykle przerzucała przez ramię niedbale, chowając wewnątrz wszystkie potrzebne w podróży rzeczy.


Zdawał się to być jednej z najdłuższych wieczorów w ostatnim czasie. Zdążył zapaść mrok, na ulicach miasta rozpalono latarnię, zamknięto sklepy. Wielu jego mieszkańców udało się już do swoich domów, chcąc odpocząć po ciężkim dniu pracy. Echo kroków zdawało się dudnić w brukowanych alejkach niczym dzwony obwieszczające jakieś wydarzenie. Mariko niekoniecznie sądziła, że podążanie tropem nieznajomego okaże się czymś mającym wpływ na jej życie. Niespecjalnie kryła się z tym, że idzie akurat w tą samą stronę, kilka metrów dalej. Zamyślona nie zwróciła uwagi, gdy wysoki chłopak zatrzymał się, a na jego wargi wpełzł nieco ironiczny uśmiech. Tym samym na jej drodze pojawiła się przeszkoda, którą zauważyła jednak zbyt późno, bowiem zdążyła się już gwałtownie odbić o szerokie plecy i cofnąć kilka kroków do tyłu. Już miała coś powiedzieć, unieść się dumą - ale to przecież była jej wina i to ona za nim szła. Wyprostowała się więc, krzyżując ręce pod piersiami. Kaptur zsunął się z twarzy i opadł na plecy, kaskady srebrzystych włosów wysunęły się spod materiału i rozsypały w nieładzie. Fioletowe tęczówki spojrzały w jego stronę.
- No i po co się zatrzymałeś?
- To raczej ja powinienem zapytać czemu za mną idziesz.
Prychnęła cicho nie spuszczając wzroku nawet na moment, chociaż za kilka sekund z jej ust popłynąć miało jakże głupiutkie i naiwne kłamstewko.
- Fakt, że idziemy w tym samym kierunku i o tej samej porze wcale nie oznacza, że Cię śledzę. Zbieg okoliczności, to wszystko. - ton jej głosu się nie zmienił. Wypełniający go spokój sprawiłby, że wszyscy uwierzyliby w to co mówiło to dziewczę o iście anielskiej aparycji pod którą kryło się już bardziej ciemne wnętrze. Prawie wszyscy. Chłopak odwrócił się w jej stronę, a jego rozbawiona mina zrzędła. Fałszywa troska lśniąca w jego ciemnych oczach nie wróżyła nic dobrego, zwłaszcza gdy nachylił się do przodu jakby za chwilę miał rzucić się do gardła, gdy tylko czujność opadnie. Chociaż na obrońcę niewiast to on nie wyglądał. I w tym momencie potencjalna ofiara powinna uciec z krzykiem, ale wtedy nie byłoby tak zabawnie.
- Wiesz, że chodzenie o tej porze nie jest zbyt mądre? Zwłaszcza dla młodych dziewczynek? A jakby przypadkiem stała Ci się jakaś krzywda?
- Naprawdę uważasz, że gdybym była bezbronną dziewczynką to byśmy teraz rozmawiali? - kolejną cechą naszej Mariko było to, że na wszystko zawsze miała odpowiedź gotową, nigdy nie zastanawiała się nad tym co powiedzieć. A skoro on ją nazwał dziewczynką, a sam staro nie wyglądał to cóż. Czyżby przemawiała tutaj złośliwość? Kto wie. Uśmiechnęła się prześlicznie, niewinnie i sztucznie do tego. Westchnęła z rezygnacją i rozluźniła ręce, a jedną z nich oparła na biodrze.
- Mogłabym tutaj sobie stać i prowadzić z Tobą dalsze dyskusje, ale to raczej nie przyniesie korzyści żadnemu z nas. Szukam czegoś, a Ty możesz wiedzieć gdzie to jest. Powiesz mi i po prostu sobie pójdę. To opcja pierwsza i zapewne najbardziej przyjemna. Ewentualnie możesz się nie zgodzić i chcieć zrobić mi krzywdę, ale wtedy ja też nie będę się powstrzymywać i obydwoje sprowadzimy na siebie kłopoty budząc pół miasta i hałasem przywołując straże.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i wyprostował, krzyżując ręce na piersiach jak ona wcześniej. W jego spojrzeniu pojawił się błysk. Dla Mariko oznaczało to fakt, że nie będzie tak łatwo i z pewnością pierwszej z zaproponowanych przez nią opcji nie wybierze.


[Image: 8488786.jpg]

Minął rok od jej przybycia do Fiore i pewnego wejścia w świat magii. Zmieniła się jej aparycja jak i sposób bycia przez wydarzenia, które miały miejsce w tym czasie. A był to czas niezwykły! Udało się jej odwiedzić Bellum oraz Iceberg. Jej rozwój magiczny postępował bardzo szybko, a magia ukierunkowała się i skupiła na poszczególnej kategorii zaklęć, czyniąc z Mariko dobrego kandydata na członka drużyny. Wymagała od siebie jeszcze więcej, jej ambicje stawały się coraz silniejsze.  Łamiąc zasady moralno – etyczne zdążyła nawiązać głębsze relacje również z magami noszącymi inny znak gildyjny, który w wielu miejscach wywołałby panikę. Intensywność tego roku pokazywały również plany i przedsięwzięcia, w których brała udział. Nikt nie zdawał sobie sprawy z ciszy przed burzą.


post #6

Melduje się.

Sam prolog podoba mi się, jest długi, zawiera wiele elementów, a nie tylko skupienie się na jednej części. Nie wiem dlaczego na początku ubzdurałem sobie, że Twoja postać to córka króla. Ma to chyba związek z Twoim pierwszym pomysłem, ale generalnie wszystko pod tym względem jest jak najbardziej na plus.

Tekst sam w sobie przyjemny w odbiorze, nie rzuciły mi się w oczy jakieś literówki, czy inne błędy, a jeżeli są, to umknęło. Nie wszystko jest jednak perfekcyjne. Pierwsza kwestia, to czarny mag, o którym zostało wspomniane. Kto to dokładnie jest? Bo jeżeli miał to być Zeref, to niestety na MGW taka persona nie istnieje. Zaś jeżeli jest to ktoś zupełnie inny, to w takim formacie, jak to zawarłeś też nie bardzo pasuje. Albo trzeba wyjaśnić jego kwestie i wtedy wspólnie możemy umieścić do w uniwersum MGW. Drugim i w sumie ostatnim elementem, który niestety musi zostać zmieniony, to wyprawa do Heiwy. Generalnie Heiwa należy do terenów opanowanych przez smoki, więc samotne wyprawy są całkowicie niemożliwe pod kątem fabularnym. Wyprawy zbrojne często kończą się klęską, więc taka wycieczka nie miała by szans na sukces. Aczkolwiek to można zmienić bardzo prosto na zasadzie, zamiast Heiwa dać inne państwo, które nie ma siwego/blado czarnego kolorku na naszej mapie.

Jak te dwie kwestie zostaną zmienione, to ja nie widzę żadnych przeciwwskazań, by nie nagrodzić Cię maksymalną pulą, czyli 60 punktami statystyk, które możesz rozdysponować przy dalszym etapie tworzenia postaci. Wyżej wymienione kwestie można omówić na serwerze Discord.

Odwiedzaj codziennie newsy oraz recepcję, by być na bieżąco z nowościami na MGW.
W dziale poradniki znajdziesz informacje odnośnie całej mechaniki panującej na forum.
Zapraszamy do korzystania z forumowego discorda, który w przyszłości zostanie połączony z czatem, by zachować stały kontakt z administracją i pozostałymi graczami.
post #7
[Image: r9U41Vp.png]

Minęły 4 lata odkąd Mariko opuściła rodzinny dom. Wiele zwiedziła, jeszcze więcej doświadczyła. Po tak długim czasie zatęskniła za rodzinnym domem. Będąc przejazdem na terenach Pergrande czasami wypatrywała informacji lub artykułów w prasie na temat rodzinnego biznesu. W końcu byli firmą wiodącą prym w przemyśle górniczym na terenie kraju. Każdy znał ich nazwisko więc pewnie dlatego go nie używała. Chciała spróbować życia na własną rękę i nie wykorzystywać własnych koneksji do osiągnięcia swych celów.
W bramie powitano ją szerokim uśmiechem ze strony strażników, którzy od razu rzucili się do pomocy z bagażem. Zaczęło się zadawanie pytań na temat tego co robiła, gdzie podróżowała. Zwykły przejaw ciekawości. Mariko znała wiele z tych osób kiedy była jeszcze dzieckiem. Byli dla niej niczym rodzina.
Kiedy otworzyły się drzwi do posiadłości pierwsza wybiegła matka dziewczyny. Bez słowa przytuliła ją a po jej policzku spłynęła jedna łza.
- Witaj w domu. - powiedziała cicho, jednocześnie powstrzymując się od dalszego płaczu.
- Mariko! - usłyszała z góry dziecięcy krzyk. Na szczycie schodów stał jej młodszy brat. Jego głos poniósł się echem po całym domu. Powstało spore poruszenie wśród obecnych w budynku.
Wszyscy przywitali ją z ogromną dozą miłości. Nawet ojciec, który był ogromnym przeciwnikiem jej wyruszenia w podróż. Z okazji przyjazdu Mariko odwołano resztę biznesowych spotkań tego dnia i zarządzono wystawny obiad.


[hide="3"]
* * *
Magia Ziemi - Poziom I - Trening Przyśpieszony
[Image: liwjc4clylv51.gif]

Następnego ranka wyszła na tyły posiadłości. Chciała w spokoju potrenować i jednocześnie nie wyrządzić żadnych szkód. Jako posiadaczka magii ziemi musiała ćwiczyć z dala od innych ludzi oraz budynków. Wtedy miała pewność, że nie wyrządzi nikomu krzywdy. Niestety na terenie posiadłości zawsze kręcili się pracownicy kopalni lub służba. Dlatego Mariko zaczęła od lewitacji drobnych kamyków dookoła siebie. Od czasu do czasu miotnęła jednym czy dwoma w wybranym kierunku. Za cel obrała sobie jedną ze skrzyń stojącą nieopodal.
- Mariko. Może potrzebujesz partnera do treningu? - usłyszała matczyny głos za plecami. Kobieta stała nieopodal i zbliżała się powolnym krokiem. Nie miała na sobie jednej z tych wystawnych sukien, które nosiła na co dzień. Tym razem ubrana była w nieco inny sposób. Luźna, wygodna koszulka i spodnie. Mariko uniosła jedną brew nie wiedząc co myśleć o tej sytuacji.
- Nie zapomniałaś jak to się robi? - spytała matkę uśmiechając się pod nosem. Z tego co pamiętała to kobieta odpuściła karierę maga na rzecz bycia żoną, matką i współwłaścicielką rodzinnego biznesu.
- Kochanie... Odziedziczyłaś po mnie magię ziemi. Jak się okazało... Twoje rodzeństwo także. Pomyśleliśmy z tatą iż można to wykorzystać podczas prac w kopalni. Dlatego wróciłam do regularnych treningów. - wyjaśniła pokrótce sytuację po czym okrążyła swoją córkę i stanęła kilka metrów dalej. Kątem oka zerknęła na leżący kamień a ten się uniósł i poleciał w stronę Mariko. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy i uchyliła się szybko po czym rzuciła matce spojrzenie pełne zaskoczenia ale również radości. Zaczęły lewitować skały walające się wszędzie i miotać nimi w siebie. Dziewczyna była w szoku widząc zaskakująco dobrą kondycję swej matki.


[Image: tumblr_ny7jb04iCG1u16sito1_500.gif]

Kilka kamieni sięgnęło Mariko tworząc na jej ramionach siniaki. Nie oszczędzała jednak swojej przeciwniczki tylko dlatego iż była to jej własna matka. Wiedziała, że ta nie będzie się z nią cackać. Nie należała do takich kobiet. Mieli też domowego medyka, który zajmie się ich ranami po tym treningu. Ewidentnie można było zauważyć iż wspólnie spędzony czas dawał kobietom ogrom satysfakcji. Mariko była zachwycona faktem iż jej mama ponownie odkryła radość z używania magii.


* * *
[/hide]

Akcept by Vincent

- Mariko pokaż na co Cię stać! - dało się usłyszeć z oddali. To jej młodsi bracia właśnie zmierzali w tym kierunku. Zatrzymali się jednak kawałek dalej aby nie oberwać rykoszetem. Ich dopingi i krzyki sprawiły, że zewsząd zaczęli schodzić się pracownicy, którzy krzątali się po posiadłości. Rodzicielka widząc to przerwała sparingo-trening i gestem ręki odgoniła ludzi do pracy. Młodsi bracia podbiegli przybijając żółwika ze starszą siostrą.
- Wow. A z nami potrenujesz później? Mama nie pozwala nam trenować bez niej. - zapytał Shiro składając dłonie w proszący gest charakterystyczny dla dzieci. Kątem oka spojrzał w kierunku mamy, która to skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Nie pozwalam wam trenować beze mnie ponieważ to niebezpieczne. Muszę mieć was na oku. - odpowiedziała po czym odwróciła się na pięcie i zaczęła maszerować w kierunku gmachu posiadłości.
- Świetnie się spisujesz Dziecko. - powiedziała na odchodne spoglądając przez ramię w kierunku Mariko. Ta uśmiechnęła się tylko i kiwnęła przytakująco głową. Bracia już ciągnęli ją do ogrodu więc wyglądało na to, że to już koniec treningu.
post #8
Niegdyś na świat przyszedł chłopiec o włosach bardzo jasnych w Minstrel. Jego matka bardzo go pokochała kiedy zobaczyła jego twarz. Daleko mu jeszcze było do tego kim stał się dorastając. Dom w którym miał mieszkać był stosunkowo duży, zbudowany z czarnego kamienia. Po blisko roku od swoich narodzin przypominał raczej bobasa. Zachowywał się po prostu jak dziecko. Jego rodzice wiedzieli że będzie kimś... zapadające w pamięć włosy stały się gęste.

Każde dziecko spotykają czasem smutne sytuacje. Hitz kiedy był dzieckiem spotkał się z kilkoma takimi sytuacjami. Można uznać je za krępujące lub powodujące strach, jednak chłopak nie wydawał się mieć zamkniętych ust przez to. Można uznać że były to jego pierwsze doświadczenia bo właśnie kiedy miał te prawie cztery lata najdalej sięga pamięcią.

Wyglądał wtedy mocno dziecięco, był bardzo ładny. Powoli skierowany w stronę salonu posiadał beztroską minę. Jego niebiesko białe kimono było dobrego materiału, jego rodzice dokładali starań żeby czuł się zdrowo. Ściany w jego domu były z starego czarnego kamienia, położył na jedną rękę. Spojrzał w stronę rodziców i zauważył że byli nieco smutni.
-Co się stało.
Powiedział biało włosy chłopak jednocześnie bawiąc się w palcach szmacianą laleczką. Spojrzał w jego strone ojciec odpierając głosem który złamał serce dziecka.
-Poszukują magów starej magii... chcą zabrać matkę.
Chłopiec podbiegł przytulić swoją mamę, zrobił się czerwony i zaczął się wiercić w jej ramionach.
-Stanę się tak silny że cały kontynent będzie cię szukać ma mój rozkaz. Obiecuje ci!!!

Zrządzenie losu spowodowało że chłopak zboczył z ścieżki normalnego życia. W jego głowie istniała tylko chęć zdobycia siły. Sam jego ojciec postanowił mu pomóc w treningu. Chłopak w pewnym sensie podjął bardzo ważną decyzje, chciał poświęcić swoje całe życie, cały czas na szkolenie.

Dziewięciu letni chłopak stał w drzwiach swojego domu, jego twarz wydawała się nieco zmienić od kiedy ostatnio go widzieliśmy. Posiadał twardsze spojrzenie, zapewne powiązane z zapadającym w pamięć treningiem wytrzymałości. Przekroczył próg wchodząc do środka i skierował się do swojego pokoju. W ręce niósł książkę na której było napisane "magia".
-Szkoda, że inne magie są trudno dostępne...
Po otworzeniu książki zaczął czytać, jego nos był mocno w niej "zanurzony". Jedną ręką odgarnął swoje włosy.
-Czarna magia... pozwala wpłynąć na energie życia... rozumiem.
Przeglądał książkę w miarę dokładnie, jego marzenie zależało od obranej drogi. "ale bym chciał tą czarną magie..."
- Magia ziemi.... nawet fajna....magia ognia chciał bym mieć obie.
Odłożył książkę co zakończył nieco sympatycznym uśmiechem.

Chłopak o włosach białych jak papier spędził swoje kolejne dwa lata starając się zrozumieć magię. Jego ojciec często mu pomagał jak miał czas. Przychodził na spotkania i wykłady magów gdzie zadawał krępujące go pytania o filozofi magi. Czasem czytał książki o naturze magii. Wszystko w kierunku dopięcia swojego marzenia.

Na polanie niedaleko jego domu znajdował się również jego ojciec. Miał ciemne włosy niczym nocne niebo i trzymał w ręce miecz. Hitz złożył ręce kierując w swojego ojca.
-Pierwszy trening magi tato, dam z siebie wszystko.
Jako że doskonale postrzegał magie pojawił zawiązać okrąg. Jego bluza zaczęła falować a z laleczy przy pasie poleciał pocisk. Pędziła dość szybko w pewnym momencie uderzając w miecz.
-Jest dobrze tylko musisz zebrać więcej many, tak nikomu nic nie zrobisz.
Chłopak posiadał nieco zdecydowane spojrzenie, było w nim widać błysk i determinacje. Złożył szybko więc ręce i przekazał swoją energie w zaklęcie. Kolejny pocisk był wyraźniejszy, jego kolor żywszy. Uderzył dość mocno w miecz wyrzucając go z rąk ojca.
-JEJJJ!!!

Od momentu treningu magii jego życie zaczęło wyglądać nieco inaczej. Dorastał w tamtym momencie przez co zaczął się nieco zmieniać. Od czasu 12 lat aż po 15 jego rysy twarzy się zmieniały co również na niego wpłynęło. Chłopak trenował tak często że wybudował se na podwórku wannę do której wchodził po zużyciu many.

Znajdywał się właśnie przed swoim domem, wydawał się o wiele wyższy. Jego jasne włosy były mniej więcej krutkie. Spojrzał w kierunku domu, którego drzwi się uchylały. Jego ojciec wyszedł i powiedział kiedy był już stosunkowo blisko.
-Musisz zdobyć doświadczenie, zawsze trenowaliśmy ale brakuje ci Taktyki.
Hitz lekko się uśmiechnął, spojrzał na swojego ojca przecierając ręką swoje czoło. Było wtedy rzeczywiście ciepło i krople potu pojawiły się na nim.
-Skopie dupę jakimś kretynom, nie musisz się o mnie martwić... to idę.
Hitz obrócił się i nie wydawał się wzruszony, widać było że stwardniał nieco. Możliwe że przez to że wychowywał go ojciec był nieco zimny. Kochał swojego ojca jednak jego osoba tylko w małym stopniu pozwalała mu to okazać.

Notatki:
post #9

Z całą skromnością swojej roli, zabieram się do pracy.

Zacznijmy od spraw prostych, czyli struktur i ogólnych wrażeń, a następnie przejdę do spraw czysto fabularnych.

Najpierw plusy, a jest nim z pewnością schludny podział tekstu na scenki w 4 różnych okresach życia, oddzielone drobną narracją. Ten sposób sprawił, że bardziej skłonny byłem przymykać oko na ew. błędy, które na początku raziły w oczy. Nie było to dzieło wybitne pod względem zasad poprawnej polszczyzny, ale z pewnością miało w swojej stylistyce coś co mnie urzekło. Akcja toczyła się prędko, bez dłużyzn; czasem nawet zbyt prędko, unikając szerszych wyjaśnień czy opisów. Jeśli miałbym wskazać na co zwracać w przyszłości uwagę, byłoby to unikanie opisów oczywistych takich jak ten, że bobas wygląda na bobasa, a dziecko — dziecięco; również unikanie opisywania tych samych elementów wielokrotnie, jak z włosami chłopaka lub domu z czarnego kamienia. Również zapoznanie się z zasadami stawiania przecinków, justowanie tekstu oraz używanie akapitów…

W kwestiach fabularnych należy doprecyzować takie kwestie jak:

  • kraj pochodzenia,
  • czym jest wg Ciebie „stara magia”, bo obecnie na forumku nie mamy czegoś takiego,
  • z jakimi księgami magii twoja postać miała styczność, z zastrzeżeniem, że ogólnikowo mogła poznać wiele magii, ale posiadanie wielu precyzyjnych informacji z pierwszej lepszej księgi raczej nie będzie możliwe z pewnymi wyjątkami w postaci magii użytkownika,
  • kim byli magowie, którzy prowadzili te wykłady, jakiego rodzaju pytania zadawał Hilz, sprawa podobna do tej z księgą,
  • kula ognia jest zaklęciem, które nie jest bazowo w zakresie umiejętności początkującego maga, jego użycie podczas treningu jest akceptowalne, lecz musisz pamiętać, że w trakcie misji nie będziesz miał do niego dostępu,
  • bardzo ciekaw jestem o co chodzi z wanną, ale nie ma to wpływu na akcepta,
  • w końcu, status społeczny warto by określić, bo chociaż całość prologu przemawiała raczej na zwykłego obywatela, to część z nauczycielami wprawiła mnie w konsternację czy nie mamy do czynienia z kimś wyżej postawionym, kogo stać na jakieś specjalistyczne zajęcia dodatkowe (co to były za zajęcia i jakież to niewygodne pytania zadawał Hitz).

Niepotrzebne jednak będzie ponowne pisanie prologu, a te kwestie równie dobrze można wyjaśnić prywatnie. Zatem wyceniam ten prolog, co było od początku moim zadaniem, na 40 punktów statystyk. Kolejnym krokiem będzie napisanie treningu magii również w tym temacie lub napisanie prologu od nowa, jeśli punktacja Cię nie zadowala.

„Lubię ten dreszczyk emocji przy granicy życia i śmierci…”
na czerwono, po myślniku, zwykła mowa | — kursywą, po myślniku, szepty | kursywą, podczas narracji, myśli postaci
~Theme ~Halsey ~TouhouOST

Karta Postaci || Głos || Aktualny wygląd
post #10
W większości ubogich miast - w dzielnicach zwanych slumsami - często można było spotkać ludzi, którym nie powodzi się w życiu, i raczej nie będzie się już więcej razy powodziło. Miejsca takie nie były dość ważne dla osób o wysokim statusie społecznym, takim jak wpływowa lub bogata szlachta większych metropolii, aby przynajmniej próbowano pomóc innym ludziom w ich nikłej egzystencji. Jednakże, tak jak często bywa, istniał pewien wyjątek od tej reguły.
Kiedyś, nieopodal pewnej małej miejscowości w Ca-Elum, istniało stare miasteczko zwane Boke, które posiadało dość zaawansowaną (jak na tamtejsze warunki) technologie. Wszystko co zostało tam zbudowane, zostało pozyskane z surowców wtórnych, lub drogą przemytniczą.

Pewien potężny mag zwany Jardem zatrzymał się w okolicy by przetestować nowe zaklęcie destrukcji które niedawno opanował. Zanim jednak doszło do jego użycia napotkał na drodze Jasmine, która była niewidoma, lecz miała piękny głos, więc tak postanowiła zarabiać na życie, śpiewając pieśni na głównym dziedzińcu. Jard słuchając i spoglądając na nią zaczął mieć wyrzuty sumienia, iż miał zamiar zabić (nieświadomie) kogoś aż tak bardzo utalentowanego i pięknego zarazem. Po krótkiej rozmowie z nią, zrozumiał, że to co chciał uczynić odebrało by światu piękno, którego właśnie doświadczył.
Pokochał ją (lecz nie do końca tak jak powinien). Chciał mieć ją przy sobie, czuć jej bliskość, oraz spłodzić potężnego i zarazem silnego potomka, z którego byłby dumny.
Aby zarobić na mieszkanie w większym i bardziej bezpiecznym mieście, podejmował się wielu niebezpiecznych misji. Za każdym razem gdy odwiedzał on swoją ukochaną, obiecywał jej dostatnie życie i wszystko czego tylko zapragnie.
Pewnej nocy nie wrócił…
Kilka dni później Jasmine zauważyła, że ma częste mdłości i ciężko jej dłużej utrzymać się na nogach przez ciągłe zawroty głowy oraz silne zmęczenie.
Okazało się że była w trzecim miesiącu ciąży, lecz ona sama nie traciła nadziei, że jej wybranek niedługo powróci i zdąży na narodziny swojego dziecka.
Czas mijał, a brzuch kobiety rósł wraz z jaj tęsknotą do Jarda.

Dzień w którym urodził się Doober, był jednym z najdziwniejszych i najbardziej tajemniczych dni w ubogim miasteczku. Jego matka nie mając odpowiedniej pomocy medycznej i opieki nad swym płodem, urodziła go w swoim domu (jeśli można to nazwać domem czy mieszkaniem) w starej, zardzewiałej łazience. Po bolesnym porodzie kobiety, kiedy dziecko okazało się być już martwe, postanowiła oddać swe życie, w zamian za wskrzeszenie chłopca. Nie wiedziała ona jak to się stało, lecz najprawdopodobniej jej miłość do chłopca w jakiś sposób uwolniła w niej potencjał magiczny, który pozwolił aby jej dusza została przekazana w ciało noworodka, które w tym samym momencie nagle ożyło. Oczy jego zaczęły błyszczeć jasnym fioletowym światłem, a maleńkie ciało chłopca wyzwoliło niewielkie płomienie, które jednakże okazały się być dość groźne, bowiem po chwili przekształciły się w poważny pożar, z powodu łatwopalnej struktury tamtejszego pomieszczenia oraz suchej wykładziny. 
Kilku mężczyzn z sąsiedztwa próbowało ugasić płonący budynek, jednak bezskutecznie. Pozostały po nim tylko sterta spalonych gruzów. Mimo to całą noc przeszukiwano zwałowisko, sprawdzając czy ktoś przeżył.
Gdy nastał już wczesny poranek i wszyscy stracili nadzieję na wydobycie kogokolwiek żywego, ktoś usłyszał płacz dziecka. To był nowonarodzony Doober. O dziwo niemowlę było zdrowe i nie odniosło żadnych poważniejszych obrażeń. Jednakże nie znaleziono tam ciała nikogo innego, zupełnie jakby wszyscy w budynku oprócz niego zamienili się w popiół, w tym również matka chłopca.
W klinice dziecięcej gdy lekarze ujrzeli napełnione magią fioletowe oczy dziecka oddano go za ''drobną opłatą'' do podziemnego laboratorium gdzie obserwowano jego rozwój, poddawano ciągłym eksperymentom i torturowano, aby zbadać jego wytrzymałość na ból, szybkość reakcji czy poziom inteligencji. Trenowano go do specjalnej jednostki, która miałaby wkrótce stworzyć najsilniejszą gildie na świecie. 
Szybko odkryto w nim spory potencjał magiczny. Mimo szczupłej i niezbyt umięśnionej sylwetki nauczył się on od podstaw władać specjalnym fioletowym ogniem, zwanym poniekąd ''destrukcyjnym''. Pozwalającym mu w przyszłości poznać magie eksplozji czy też wybuchu.

Po długich przygotowaniach bojowych, został oddany specjalnej jednostce i  zwerbowany do ochrony pewnego szlachcica z obcego kraju, który przybył do Ca-Elum najprawdopodobniej w celach dyplomatycznych.
Podczas napaści przez zamaskowanych bandytów na jego konwój, Doober został osaczony przez przewyższającą liczbę wrogów i ciężko ranny. Wtedy to w skutek nadmiaru adrenaliny i odniesionych obrażeń wyzwolił w swoim ciele ogromne pokłady magicznej energii, zwiększając swoją moc do granic możliwości, i w efekcie paląc wszystko dookoła bardzo silną energią. Po tym zdarzeniu pozostały tylko zgliszcza drzew i dziura we wnętrzu ziemi dość sporych rozmiarów.
Odpowiedzialność za zniszczenia oraz śmierć szlachcica jak i jego przyboczną eskortę, obarczono Doobera.
Po pewnym czasie wyznaczono sporą nagrodę za jego głowę. Musiał on więc ukrywać się nie tylko przed pobliskimi władzami, ale także łowcami nagród. Długo trwało zanim miał szansę oczyścić swoje imię. Na początku błąkał się pośród wielu niebezpiecznych terenach, ukrytych nielegalnych tunelach przemytniczych, oraz wielu innych kryjówek, aż w końcu pewien nieznajomy mężczyzna, który od dłuższego czasu go poszukiwał, dał mu wybór: pomoże on mu w pewnym zleceniu, lub spotka go natychmiastowa śmierć. Doober na początku nie traktował mężczyzny poważnie, lecz po krótkim ''pojedynku'', w którym chłopak przegrał, zgodził się pracować dla nieznajomego i zdobyć pradawny artefakt dla bliżej nieznanej mu organizacji, bez zadawania zbędnych pytań.
Doober był świadom, że był posyłany na pewną śmierć. Nie był on bowiem tak dobrze wyćwiczony w sztuce magicznej jak czarodzieje z profesjonalnych gildii a, z tego co było mu wiadomo artefakty były rzadko spotykane i niemal niemożliwe do zdobycia dla początkującego maga. Jego jedyną szansą by wrócił w jednym kawałku było użycie magii ognia na maksymalnych obrotach w momencie paniki, gniewu i różnych innych bodźców pobudzających silne emocje.

Będąc już na miejscu, w kraju zwanym Minstrel, Doober spotkał tam swój kontakt, który miał mu pomóc odnaleźć poszukiwany przedmiot. Jednakże, nastąpiły pewne trudności, przez które ich misja wydłużyła się o parę dni, i w efekcie nie byli w stanie zlokalizować głównego celu.

- No, więc gdzie te katakumby? - Doober czekał z niecierpliwieniem, aż jego przewodnik odpowie mu w końcu gdzie się znajdują.

- To będzie… mniej-więcej tutaj. – odpowiedział przewodnik, jedną ręką wskazując krąg na mapie, a drugą drapiąc się niepewnie po głowie. 

- Heh, więc się zgubiliśmy! Nic nowego... - chłopak zabrał mu mapę i podarł na kawałki. - Teraz ja prowadzę! Już cię nie potrzebuje… Rób co chcesz.

Idąc przez gęsty las, fioletowo-oki młodzieniec poszukiwał śladów obecności innych ludzi, a raczej tamtejszych dzikich plemion. Nikt normalny nie kręciłby się po tych terenach samotnie, jednak Doober miał w sobie coś co pozwalało mu kontrolować swój strach i trzeźwo myśleć. W końcu nieokrzesani tubylcy byli najlepszym źródłem informacji bo większość z nich zna swoje tereny jak własną kieszeń a po ostrzegawczych znakach na drzewach i głowach nabitych na pal, można było spodziewać się, że jest on blisko ich siedliska. Doober nie spodziewał się ciepłego powitania, zwłaszcza, że wyczuwał on iż ktoś od dłuższego czasu już go obserwuje.
Jednak nie chcąc wzbudzać podejrzeń zignorował ten fakt podążając w stronę dymu wydobywającego się z ogniska wewnątrz niedalekiego obozowiska, który to doprowadził go do małej słomianej wioski. Na pierwszy rzut oka wydawała się być opuszczona. Jednak rozpalone ognisko oraz zapach świeżo pieczonej wieprzowiny było oznaką niedawnej obecności w tym miejscu kogoś będącego teraz w ukryciu.
Idąc dalej w kierunku totemu będącego w centrum osady rozglądał się czekając aż ktoś się pokaże. ''Halo?! Jest tu ktoś?!'' - nawoływał Doober czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony tubylców.
Odpowiedzią była strzała posłana prosto w jego pierś, a dokładniej serce. W ostatniej chwili chłopak uniknął trafienia szybko robiąc unik w bok, i przybierając pozycję obronną. Wtedy też zza drzew wynurzyło się trzech mężczyzn. Jeden z nich był wysokim, potężnie zbudowanym wojownikiem. Drugi miał na głowie pokaźny pióropusz i barwne znaki na twarzy. Trzeci posiadał łuk z kołczanem strzał i najprawdopodobniej jedna z nich miała trafić młodzieńca. To co łączyło wygląd nieznajomych to lekki odcień czarnej skóry i ubranie przypominające podarte togi.

- Masz czelność naruszać nasze tereny ignorując ostrzeżenia i znaki? - przemówił do Doober’a najstarszy z nich, będącym najprawdopodobniej ich wodzem. - Wytłumacz się, w przeciwnym razie każe natychmiast odciąć ci głowę i nabić na pobliski pal.

- Przecież nie muszę się wam tłumaczyć.  - odpowiedział łagodnie i z stoickim spokojem chłopiec - W końcu dobrze wiecie po co tu przybyłem.

- Pewnie jak każdy poszukujesz naszych relikwii by je nam ukraść! - wódź wskazał palcem totem - To ostatnie co pozostało z naszych świętości, reszta została nam odebrana przez obcych takich jak ty.

- Tylko to? Liczyłem na artefakt zwany ''Narzędziem Podmiany''.

- Jeżeli masz zamiar nas teraz obrażać, to masz sporą odwagę, albo głupotę, mówiąc nam takie rzeczy.

- Czyli tu go nie znajdę? Trudno, poszukam gdzie indziej.


- Myślisz, że pozwolimy ci odejść?

- Nie? A co chcecie w zamian?

- Gdybyś potrafił nam pomóc moglibyśmy zapomnieć o twojej zniewadze. ale niestety nie możemy cię puścić wolno, ponieważ nie jesteś członkiem naszego plemienia.

Ten sam łucznik, który strzelił w kierunku chłopaka ponownie napiął cięciwę gotów oddać kolejny strzał, czekając tylko na sygnał od wodza by mógł bez chwili wahania uśmiercić Doobera,
Jego sytuacja nie była zbyt korzystna lecz los dał mu drugą szansę. 
Dwóch ludzi z plemienia prowadziła ogłuszonego mężczyznę. fioletowo-oki młodzieniec rozpoznał go po długich, czarnych włosach. To był jego przewodnik albo raczej już były przewodnik.

-Znasz tego mężczyznę? - Wódz gniewnie przemówił do Doobera wskazując pochwyconego jeńca.

- Ach, tak to… mój brat… Do..nie…Doniegan!

- Jesteście tutaj tylko we dwójkę?

- Z tego co wiem to tak, nikogo ze sobą nie braliśmy.

- Jeżeli kłamiesz twój brat skończy jako pokarm dla dzikich zwierząt.

-A jeśli wam pomogę? W zamian za uwolnienie mojego brata?

- Hmm… Ciekawa propozycja.

Po naradzie z resztą plemienia Wódz zgodził się zaufać Dooberowi i uwolnić jego ''brata'' pod warunkiem, że przyniesie on jeden z wielu skradzionych artefaktów. Dał on mu do tego zadania drobną eskortę i czas do północy aby powrócić, inaczej zagroził, że zabije swojego zakładnika.

Droga była kręta, zawiła i obrastała w bujne krzewy. Jednakże fioletowo-oki chłopak prowadzony przez tubylców, miał wrażenie, że wiedzą oni więcej niż mogą mu wyjawić. O dziwo katakumby, których pierwotnie szukał okazały się miejscem do którego trafili. Wtedy też stanęli oni przed dość sporą bramą pokrytą bluszczem, lianami, mchem oraz z wyrytymi symbolami, takimi jak opisali mu jego główni zleceniodawcy. Jego obecni ''towarzysze'' nie mieli zamiaru wchodzić do środka z obawy przed złymi duchami, które to ponoć opętały i wybiły połowę ich plemienia. Postanowili oni więc poczekać na zewnątrz oczekując, aż do północy na powrót Doober’a.
Bez zawahania otwarł on bramę mocnym pchnięciem dłoni i jak zawsze mimo ostrzeżeń bez większych obaw wszedł do środka.
Ciemność ogarniająca wnętrze podziemi pogłębiała się coraz bardziej z każdym następnym stopniem przekraczanych schodów. Jedynym wyjściem by nie błąkać się w całkowitej ciemności było wytworzenie sztucznego światła lub czegoś co pozwoliłoby mu widzieć w ciemności. Pochodnia którą otrzymał od dzikiego plemienia wystarczała jedynie na chwile aby zobaczyć to co znajduje się kilka metrów przed nim po czym zaczęła nagle zagasać.
Bez światła fioletowo-oki chłopak nie był w stanie przeżyć dalszej podróży chociażby minuty. Dlatego użył on swój własny fioletowy ogień by oświetlić dalszą drogę.
To niezwykłe miejsce miało sporo różnych, zdradliwych ścieżek, zupełnie jak w labiryncie. W pewnym momencie zaatakowały go przezroczyste zjawy. Jedna z nich próbowała przejąć kontrolę nad Dooberem, lecz nie była w stanie okiełznać jego wewnętrznej natury bowiem miał on częste zaburzenia osobowości, ujawniające się podczas nagłej paniki (często sam wtedy nie wiedział co się dzieje z jego ciałem). Efektem ubocznym było powstanie sporej ilości energii magicznej, która niszczyła siłą ognia wszystko na swojej drodze. Tym razem jednak zanim doszło do większego pożaru, osobowość Doobera wróciła do normalności gdy był już blisko swojego celu.

Wtedy też niczego nieświadomy Doober obudził się w komnacie z księgami jednakowo nie pamiętając w jaki sposób dostał się on do tego pomieszczenia. Jako, że nie przepada on za dłuższymi lekturami szybko przeglądał on ilustracje sprawdzając czy któraś z nich pasuje do podanego mu wcześniej wyglądu artefaktu.
''To na nic. Te księgi są zbyt stare by cokolwiek w nich zobrazowano.''- wściekał się próbując zrozumieć cokolwiek z ich zawartości - ''I w dodatku są w jakimś dziwnym nieznanym mi języku.''
wyrzucając z półek i drąc kolejne tomy popadał powoli w furię i pewnie wszystkie by zniszczył gdyby nie błyszcząca rzecz za jednym z regałów ksiąg.
Klejnot który zainteresował Doobera, mieścił się w dłoni i błyszczał delikatnym  biało-zielonym światłem. Zanim zdążył go dotknąć w jego głowie pojawiły się obrazy i wizje, które były czymś w rodzaju wspomnień jakieś obcej mu istoty. W ten sposób dalsza droga była dla niego jakby od dawna znana. Chowając klejnot do kieszeni wyruszył ku jednym z wielu drzwi, poruszając się po katakumbach ( zupełnie jak po własnym domu) dotarł do kapliczki. Dalsze wspomnienia zostały w tym miejscu ''zatrzymane''. Wszystko wokół niego się zniekształciło i nagle jakby znikąd pojawił się… ktoś podobny do Doober’a.  Na początku myślał on, że to tylko jego lustrzane odbicie i zignorował je próbując dosięgnąć przedmiotu umieszczonego w kapliczce , ale po pierwszym ciosie zadanym mu w splot słoneczny przez swoją podobiznę zrozumiał co się właśnie wydarzyło. 
''Więc to jest moc Narzędzia Podmiany?'' - chłopak uśmiechał się szyderczo do swojej podobizny - ''Jestem ciekaw jak dobrze mnie naśladujesz!''. Przygotowując się do walki rozgrzał swoje mięśnie krótką gimnastyką, po czym  przybrał pozycję ofensywną i  zaatakował swojego klona z szybkiego wyskoku próbując uderzać pięścią w jego głowę. Przeciwnik zablokował ten cios krzyżując ręce i używając natychmiastowej kontry nogą z półobrotu, która trafiła prawdziwego Doobera w żebra. Mimo bolesnego uderzenia, nieznikający uśmiech z jego twarzy, jak i nagły szyderczy śmiech, najwyraźniej oznaczał, że dobrze się bawi.
Wymiana ciosów była imponująca. zręczne uniki obu przeciwników i równie dotkliwe obrażenia były prawie na poziomie olimpijskim. Po kilku minutach ciągłej walki nadszedł czas wyłonienia zwycięzcy. Wszystko wyglądało na to, że klon był mniej zaangażowany w walkę od oryginału, nie czuł on podniecenia, satysfakcji  ani adrenaliny płynącej z walki, co dawało rezultat iż nie był w stanie pokonać bardziej wytrwałego przeciwnika mimo takich samych umiejętności.
Gdy pojedynek był już przesądzony, Doober dobijał leżącego przeciwnika kopiąc go po twarzy zupełnie jakby chciał go doszczętnie zniszczyć, robiąc z niego miazgę i z brutalną siłą wdeptując z całej siły w ziemię. Ciało sobowtóra w końcu rozproszyło się na pierwiastki i całkowicie zniknęło, tym samym droga do pilnowanego wcześniej artefaktu stała otworem. Zabierając ze sobą figurkę w kształcie szkarłatnego smoka, owinął ją w stare łachy należące do jednego z wielu leżących w pobliżu trupów będących w zaawansowanym rozkładzie.
Mimo odniesionych obrażeń powrót na powierzchnię nie był specjalnie trudny. Omijając główne pułapki i spotkane wcześniej zjawy w końcu wydostał się z podziemi. Nie był pewien ile czasu mu to zajęło, ale jego nowi ''przewodnicy'' wciąż oczekiwali na niego rozpalając wcześniej przygotowane ognisko. Gdy tylko ujrzeli sylwetkę fioletowo-okiego chłopca nie mogli uwierzyć że przeżył i czy nie widzą jego ducha.

- Hej! - odezwał się Doober przerywając niezręczną ciszę. - To jak? Idziemy?

- A masz… naszą relikwie? - zapytał jeden z nich patrząc na niego szeroko otwartymi oczami, jakby sam nie wierzył czy to w ogóle możliwe.

- Tak… ale ile mamy jeszcze czasu?

- Chyba około trzech godzin -  oznajmili członkowie plemienia spoglądając jeden na drugiego próbując ustalić mniej więcej właściwą porę dnia i miniony czas za pomocą klepsydry i kierunku zachodzącego słońca  - Idąc normalnym tempem zdążymy przed egzekucją twojego brata.

Doober miał idealną szansę na ucieczkę wraz z artefaktem, lecz coś w nim mówiło mu że jest odpowiedzialny za ich zakładnika, mimo że nie czuł on do niego jakiekolwiek sympatii czy koleżeństwa. Nie mógł go jednak opuścić, w końcu dzięki niemu w ogóle zdołał przeżyć spotkanie z dzikim plemieniem i miał jakąkolwiek szansę na wykonanie swojego zadania.
Po drodze do wioski Doober obmyślał plan ratunkowy potrzebny do szybkiej ewakuacji nie tracąc przy tym zdobytego przedmiotu.
Korzystając z nieuwagi idących przed nim osadników, zduplikował swoją postać, jednak nie po to by z nią walczyć lecz by odwróciła uwagę tubylców i dała mu tym samym szansę uwolnienia ich więźnia.
Idąc od drugiej strony wioski fioletowo-oki młodzieniec kierował swoim sobowtórem dzięki mocy figurki.

- A więc jednak wróciłeś? - Z pośród tłumu wyłonił się wódź otoczony wojownikami z pochodniami.  - Rozumiem, że twoja misja została zakończona?

- Tak i nie. - oznajmił bez jakiś dłuższych wyjaśnień klon Doobera.

- Co to ma znaczyć? Chcesz, aby polała się wasza krew intruzi? Odpowiedz na pytanie: Masz naszą relikwie starożytnych przodków?

- Tak.

- Podaj mi ją.

- Nie mogę.

- Tracę cierpliwość obcy!

- Schowałem ją kilkanaście metrów stąd.

- Po co?

- By się zabezpieczyć.

- Dobrze więc... Wskaż nam to miejsce a tobie i twojemu bratu pozwolimy stąd odejść!

Po krótkiej dyskusji klon Doobera wyprowadził z wioski kilku najlepszych i najsilniejszych wojowników chcąc ich zmylić. Pokierował ich w odwrotnym kierunku prosto przez las by nikt nie nabrał podejrzeń, że prawdziwy fioletowo-oki chłopak kręci się w pobliżu wioski.
Używając po raz kolejny artefaktu udało mu się przemienić swój wygląd na podobiznę jednego z tubylców.
idąc ostrożnie przez słomiane chaty i unikając nieznajomych, którzy mogliby go zdemaskować, rozglądał się za śladami strażników pilnujących pomieszczenia w którym znajdował się poszukiwany przez niego jeniec. Został w końcu znaleziony w jednej z dużych klatek zakneblowany i zakuty w dyby.
Straż która go pilnowała, była znudzona oraz senna ciągłą wartą a przy okazji narzekali oni na głód i brak żywności. To była szansa Doobera. Rozejrzał się za miejscem w którym wydawane są posiłki i poprosił o przydział dla żołnierzy po czym odwiedził miejscową znachorkę by dała mu usypiające zioła tłumacząc iż cierpi na bezsenność.
mieszając potrawy i napoje z środkami nasennymi podarował je nic nie podejrzewającej straży, która po kilku minutach zasnęła.

- Mam nadzieję, że nie czekałeś zbyt długo? -  uwalniając swojego kompana Doober klepał go po plecach i z lekkim uśmiechem pomógł mu wstać - Wygląda na to że twoja noga jest złamana. 

- Chyba nie do końca… - masując swoje kolano przewodnik podziękował za uratowanie życia, zastanawiając się kim jest jego wybawca. - Chwila! To ty Doober? Znalazłeś artefakt?

- To chyba oczywiste. - Wyciągnął z kieszeni  lekko świecącą figurkę smoka - Teraz wasza część umowy.

- Nie martw się, jeżeli to wszystko prawda my też ci pomożemy... - uwolniony mężczyzna rozglądał się niepewnie - później ci wyjaśnię resztę gdy tylko się stąd wydostaniemy.

Opuszczając obozowisko dzikiego plemienia skierowali się na wschód by spotkać się z zleceniodawcą zadania. Wchodząc do pobliskiej karczmy w małym miasteczku zapytali barmana o pewnego typa z blizną na twarzy. Wkrótce mężczyzna w szarym płaszczu podszedł do nich i bez słowa wyciągnął rękę jakby czekał aż coś mu dadzą. Przewodnik był pewien że to ich wewnętrzny kontakt, lecz zanim zdążył mu przekazać smoczą figurkę Doober zatrzymał go szybkim ruchem.

- Nie tak szybko - wtrącił się fioletowo-oki młodzieniec - Jaką mam pewność, że nie robicie mnie w konia?

- Żadnej, ale…- uśmiechnął się lekko tajemniczy mężczyzna, po czym wyciągnął zza płaszcza list do niego. - To na początek za dobrze wykonaną robotę.

Otwierając zawartość zauważył pieczęć królewską, obietnice dotrzymania umowy, oraz kilka słów podziękowania.
Teraz gdy nie był już ścigany przez prawo za śmierć dyplomaty, mógł w końcu zająć się odnalezieniem własnej drogi przez życie. Oczywiście zawsze znajdzie się ktoś, czy to najemnicy, czy to profesjonalni zabójcy, którzy zostaliby wynajęci prywatnie przez rodzinę lub jego bliskich aby pomścić śmierć owego szlachcica-dyplomatę, którego poniekąd Doober miał chronić, lecz jednak przez przypadek zabił.
Jego dotychczasowy przewodnik zanim odszedł, podziękował mu i również podarował mu kartkę papieru na której było napisane:

''Jeżeli chcesz okiełznać swą moc i dowiedzieć się kim tak naprawdę jesteś dołącz do gildii Grimoire Heart powołując się na Pana J.
P.S. Najwyższy czas dokonać wyboru.''
Users browsing this thread: 1 Guest(s)
Forum Jump: